Eliot Grey wparował do toalety i pociągnął mnie za sobą.
Oparł się o ścianę pokrytą zwykłymi, białymi kafelkami i rozpoczął rozpinanie swojej
koszuli od samego dołu. Zaprzestał na połowie i szarpnął mnie za ramie tak, że
zatrzymałam się na jego klacie.
– Chodź tutaj do mnie – rzekł przy tym.
Był nietrzeźwy. Czuć od niego było alkohol, ale trzymał pion
i wydawał się świadom tego co robi. Przez chwilę zastanawiałam się czy ja wiem
co robię, ale moje wątpliwości odpłynęły w chwili gdy poczułam na swoich ustach
jego wargi. Pocałunek trwał chwilę, za krótko bym mogła się nim nacieszyć.
Wykorzystałam jednak ten moment bez całowania by rozpiąć mu koszule do końca.
Moim oczom ukazało się kilka blizn pokrywających jego klatkę piersiową. Poczułam
dziwne ukłucie żalu, że ktoś zniszczył tak idealną żywą rzeźbę, że ktoś
naruszył ideał. Ideał budowlany, bo Eliot z całą pewnością nie był idealny, był
popaprany.