niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 2.1 - Eliot to imię dla dziwnych ludzi

Wakacje trwały aż dwa miesiące, a mnie zleciały niczym dwa tygodnie, a nawet i dwa dni. Kaśka odpoczęła od matki, bo była u mnie wraz z dzieciakami. Imprezować za bardzo nie mogłyśmy, ale przynajmniej w spokoju napiłyśmy się jakiegoś procentu przed telewizorem. Właśnie odprowadzałam ją na dworzec. Trzymałam małego Oliwiera za rączkę i dyskutowałam o nowym dziwactwie mojej koleżanki. Owe dziwactwo zwało się „miłość na niewidzialnej smyczy”.

– Ty zdajesz sobie sprawę, że w ciągu dnia patrzysz co pięć minut w telefon komórkowy? – zapytałam.


– Ehe – odpowiedziała, zrobiła balona z gumy i prawdopodobnie właśnie wysłała smsa, bo schowała telefon do kieszeni, by za pare sekund go wyjąć.

– Kaśka, heloł, tu jestem ja, twoje dzieci tu są, a Eliot jest Bóg wie gdzie i Bóg wie z kim co robi w tym czasie.

– Ja wiem. On właśnie myje zęby – odrzekła i na chwilę oderwała się od ekraniku dotykowego by zakupić bilety na pociąg.

Eliot właśnie mył zęby, jeśli zawierzać, że w smsach pisał prawdę. Jaki normalny człowiek myje zęby o siedemnastej godzinie? Albo alkoholik, którego męczył kac wyczuwalny w ustach, albo pedant, albo pedał. Przypomniałam sobie Eliota Greya. Ciemny blondyn, albo szatyn… popielate oczy, albo szare… wysoki, albo z pewnością nie niski. Kurwa! To było tak dawno, że nawet dokładnie go nie pamiętałam. Był dziwny – to był fakt i to fakt niepodważalny. Oczywiście dla Katarzyny, mojej przyjaciółki nie istniało coś takiego jak „fakt niepodważalny”. Uśmiechnęłam się do niej, gdy tylko odchodziła od kasy. Taki sam uśmiech przybrałam na ustach, gdy wsiadała do pociągu. Miałyśmy nieco problemu z wniesieniem walizek, wózka i Oliwiera… Ten ostatni zgubił nam się chwilę przed odjazdem pociągu. Konduktor już gwizdał. O ile to konduktor gwiżdże na kolei. Ja tam się nie znałam na pociągach. Tak czy inaczej Oliwierek się odnalazł. Przyniósł go jakiś pan, ubrany w ciemną brązową skórzaną kurtkę. Dziwne, bo przecież było ciepło.

– To chyba twój – rzekł wsadzając Oliego do pociągu. – Braciszek? – rzucił jakby pytaniem, ale nie oczekiwał na nie odpowiedzi, bo zaczął się oddalać.

Kaśka patrzyła za nim jak za cudem technologii z Tokio. Postanowiłam ją wyręczyć i dowiedzieć się chociaż jak ten nieznajomy ma na imię.

– Ej ty! – krzyknęłam za nim, gdy pociąg już zaczął odjeżdżać. – Ty, pan bezimienny w skórze! – dokrzykiwałam.

Cholernie trudno było go dogonić. Miałam wysokie buty, a on trampki, na dodatek szybko skurwysyn zapierdalał. W końcu jednak mnie usłyszał i się odwrócił. W nieodpowiednim momencie, bo na niego wpadłam. Dosłownie z całym impetem odbiłam się od jego klatki piersiowej odzianej w jakąś popielatą podkoszulkę z guziczkami do góry, ale bez kołnierzyka.

– Tak? – zapytał i podtrzymał mnie za ramiona.

– Chciałam podziękować za znalezienie Oliwiera, panie nieznajomy – wyjaśniłam.

– Nie ma sprawy – odpowiedział. – To mój pociąg.

Mężczyzna puścił mnie i wsiadł do pociągu, który podjechał na drugi tor. Ta mieścina miała tylko dwa perony i dwa tory. Patrzyłam na niego gdy tak stał w tych otwartych drzwiach ze skórzaną sportową torbą. Lekko opalony, lekko kręcone włosy i lekko mroczne oczy. Nie, nie były czarne, a błękitne. Miał też delikatną bródkę i wąsa. Tylko nie taką kozią brodę, a porządną, od lewej strony głowy przy włosach, do prawej strony głowy przy włosach. Męsko wyglądał, musiałam przyznać. Chyba zauważył, że się jemu ciągle przyglądam, bo uśmiechnął się do mnie promiennie. Znowu gwizd symbolizujący odjazd. Wychylił się by sięgnąć do klamki od drzwi. Znów do mnie uśmiechnął.

– Nie jestem bezimienny – zaczął. – Mam na imię Eliot.

Kiedy usłyszałam „Eliot” od razu załączyła mi się jakaś alergia. Odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę wyjścia z dworca. Eliot – to nie wróżyło nic dobrego, było dziwnym imieniem, dla dziwnych ludzi… dziwnych mężczyzn.

Wyszłam z dworca i poczekałam przed nim, za pół godziny miała się tu zjawić moja mama, oczywiście też pociągiem, bo to taki tani i staromodny sposób podróżowania, w sam raz dla niej. Nie przepadałam za moją matką, ale co z tego. Miała przyjechać, zabrać mnie na obiad, do kina, na kolacje, dać mi pieniądze i wyjechać z tego miasteczka.  I wszystko układało się świetnie. Byłyśmy na beznadziejnej pizzy, słabym filmie i przypalonej kolacji. Już miałyśmy opuszczać słabej klasy restauracje, gdy do naszego stolika ktoś podszedł. Położył obie dłoni na drewnianym stoliku, przy którym siedziałyśmy. Jasnobrązowe, niemal kremowe rękawy, trochę kawowe. Miał przy nich rozpięte guziki. Widać było białą koszule i spinki od mankietów w kształcie swastyki. Mój wzrok podążał ku górze. Jego marynarka była rozpięta, brzuszek miał imponujący, klatkę też najgorszą – tyle dało się ocenić przez materiał.

– Cześć Anastazjo, to twoja matka? – padło pytanie.

Ten głos… samo to, że mówił do mnie w pełnym imieniu. Nie Ana, nie Aniu, nie Nastko, a Anastazjo. Z przerażeniem, ostatkiem sił spojrzałam na twarz tego człowieka. Mocne rysy twarzy, kwadratowa szczęka i popielate, niemal szare oczy. Te oczyska błyszczały mu teraz z satysfakcji.

Pamiętaj!

Czytam = Komentuje

10 komentarzy:

  1. Ale się dzieje :) myślałam, że po tak długiej przerwie zapomnę o co chodziło w Twoim opowiadaniu, ale jak przeczytałam to mi się przypomniało wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe kim jest ten człowiek który właśnie się zjawił.Kaśka chyba trochę za bardzo zaangażowała się w znajomość z Eliotem.

    OdpowiedzUsuń
  3. czyżby to Grey? a te wcześniej spotkany na peronach Eliot to właśnie te prawdziwy Eliot,z którym pisze Kasia?:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No nareszcie ponowna konfrontacja. Teraz może być już tylko coraz ciekawiej

    OdpowiedzUsuń
  5. W tym momencie pogubiłam się już całkiem.. Ale się odnajde :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się dzieje. Eliot tu Eliot tam, hahahaha Anastazja zeświruje od tego imienia. I kiedy myśli że znowu spotyka Eliota..... Krystian we własnej osobie w końcu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Elliot tu, Elliot tam i znowu Elliot, to imię prześladuje biedą Anusię. Widzę , że Katarzynka nieźle się wkręciła w znajomość smsową z Nieznajomym Elliotem. Anę to trochę irytuje, że koleżanka tak się zaangażowała, a nawet się z nim nie spotkała.
    Wydaje mi się, że ten mężczyzna, który przyprowadził Oliego, jak mały im się zgubił to nie kto inny tylko Elliot Grey we własnej osobie.
    Stawiam, że facet który podszedł do stolika Ani w restauracji, to Krystian, co za spotkanie. Tylko, że ona cały czas myśli, że on nazywa się Elliot. Biedna może oszaleć od tych Elliotów. Jestem ciekawa co wyniknie z tego spotkania i kiedy prawda wyjdzie na jaw.

    OdpowiedzUsuń
  8. a co to za typ??? bez zbednych slow,lece dalej..

    OdpowiedzUsuń
  9. O szkoda, ze Eliot minął się z Kati. i spodziewam się, ze ten osobnik na końcu To Krystian. Akcja się coraz bardziej rozkręca.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyżby ten Eliot to był prawdziwy Eliot? Szkoda, że się minął z Kasią. W ogóle szkoda, że Kaśka wyjeżdża. Lubię ją, a jej maluchy wręcz uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń