wtorek, 18 marca 2014

Za nami koniec trzeciego rozdziału

Rozdział 3 został w pełni zakończony. Tak więc przypominam o zamknięciu bloga i po raz kolejny zwracam się z prośbą o maile tych, którzy chcą czytać tę powieść dalej. Oczywiście ci którzy chcą czytać mają też mus by komentować.

Pozdrawiam, zapowiadam na tym blogu dwa tygodnie przerwy, które są szansa dla co niektórych,
Sandra Magdalena Banasiak.

Rozdział 3.7 - Zaufanie w naszej relacji to podstawa

Przekręciłam klucz w zamku, weszłam najciszej jak tylko się dało. Byłam pod wrażeniem tego co zobaczyłam. Eliot leżał na łóżku, w ubraniu, obok niego leżał Oliwier. Nikoli na początku nie zauważyłam, ale była w środku, między panami. Oli bawił się samolotem zmontowanym z dwóch ołówków. Udawał, że lata nim w powietrzu, a mała chyba usypiała, bo Eliot jej śpiewał.




Nudziła się wśród bibelotów
Kurz wyłapując w suknie złotą
I tylko z dołu perski dywan
Czasami puszczał perskie oko

Odwrócił głowę w moją stronę i puścił mi oczko. Czyli jednak mnie usłyszał i zauważył.

Rozdział 3.6 - Olifiel

– Nie wspominaj każdej nowopoznanej kobiecie o tym, że masz samolot i śmigłowiec – powiedziałem z naciskiem Eliotowi.

– Ale dlaczego? Przecież mam. – Wyjaśnienie było jak u przedszkolaka.

– Bo to nieładnie. – Przewróciłem oczami i postawiłem małą na parapecie bo zaczynała popłakiwać.

– Nieładnie mieć samolot czy śmigłowiec? – dopytywał.

– Koniec tematu – warknąłem.

Rozdział 3.5 - Grey milionerem

– Hej, przyjechaliśmy do ciebie – tak brzmiały słowa powitania zaraz po otworzeniu drzwi, a po chwili pierwszy wszedł Oliwier, następnie Kaśka z torbą, przenośnym łóżeczkiem i Nikolą. – Wózek jest na dole, mogłabyś…

– Jasne. – W samej męskiej bluzie i stringach pognałam na dół, Oliwier poszedł ze mną.

– Ciocia, cocia, mas coś dla mnie? – dopytywał.

– Szczerze to ciocia nie wie, ale zaraz sprawdzi. – Mówiłam jednocześnie taszcząc wózek do góry.

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 3.4 - Sesja

Stanąłem przed lustrem by postawić włosy na żel, w końcu nie wypada przyjmować gości będąc takim rozczochranym. Ubrany w czarny golf i znoszone dżinsy otworzyłem drzwi. Kobieta, chuda brunetka przekroczyła próg i jeszcze zanim zdążyłem odgrodzić nas od świata zewnętrznego ona już padła na kolana. Uśmiechnąłem się z dumą. Język szpicruty przeciągnąłem po jej kręgosłupie delikatnie łaskocząc.

– Leila, moja mała Leila – powiedziałem jakby do siebie, ale wiedziałem, że mnie słyszy. – Wstań i zapraszam do pokoju.

Rozdział 3.3 - Psa nie, ale sukę już tak

Wróciłem na lekcje, w końcu co innego miałem zrobić? Targać ją siłą do klasy? Usiadłem na krześle, jednemu uczniowi z pierwszej ławki podałem płytę oraz klucz do szafki, w której schowany był telewizor.

– Włącz, dzieciaku – poleciłem małolatowi w dresach i bejsbolowej czapeczce. – Godło wisi, krzyż wisi, a ty…

– Już zdejmuje, zapomniałem – przerwał mi. – Dzwoni panu telefon.

Rozdział 3.2 - To tobie płacą od godziny

– Chodź – powiedziałem do drobnej brunetki.

– Może jeszcze do nogi, co? – zapyskowała. Rozejrzałem się po korytarzu, czy aby na pewno nikt tego nie usłyszał. Spojrzałem na panienkę Anastazje Steel. Akurat przewracała oczami, w końcu na mnie spojrzała, tupnęła nóżką i zaczęła maszerować przed siebie. W końcu jej krok przybrał na normalności. Uśmiechnąłem się krzywo. Zeszliśmy na dół wąskimi schodami, oczywiście musiała mnie wyprzedzić i się otrzeć o moje udo, gdyby tego nie zrobiła, to nie byłaby sobą.

Zamykam blog

Informacja dla wszystkich, myślę, że ważna szczególnie dla stałych czytelników. Wraz z pojawieniem się trzeciego rozdziału zaczęło robić się gorąco, a przynajmniej powinno. I myślę, że te dotychczasowe wrażenia wystarczą dla WSZYSTKICH, a reszta będzie dla NIELICZNYCH, dla tych STAŁYCH, dla KOMENTUJĄCYCH. 

To przykre co teraz napisze, bo gdzieś tam z pewnością pojawi się opinia, że pochłonął mnie materializm, ale ja gdy zaczynałam prowadzić ten blog, to sama nie wiedziałam, że tak się sprawy potoczą. Nigdy nie sądziłam, że treść umieszczona na tym akurat blogu będzie godna wydania, i to godna wydania w wersji papierowej. Jednak pewien pracownik jednego z wydawnictw, po przeczytaniu większej ilości niż wy (przeczytał te 3 rozdziały umieszczone na blogu + fragmenty wyrwane z kontekstu) uznał, że po zmianie imion, nadaniu tytułu i przede wszystkim korekcie niwelującej błędy i po podrasowaniu tekstu "to" może... ma wielkie szanse... przede wszystkim możliwość wydruku papierowego, przede wszystkim możliwość trafienia do znanych i popularnych księgarni. I ja jako autorka nie potrafię z tej możliwości zrezygnować na rzecz milczących, skrycie czytających czy tych leniwych. Jednocześnie wiem, że nie wypada zostawić z niczym tych komentujących, nie wypada, bo zbyt dużo już było niedotrzymanych obietnic z mojej strony... może nie tyle niedotrzymanych obietnic, co niedotrzymanych terminów. Dlatego tutaj przysięgam wywiązać się z każdej obietnicy, choć może nie koniecznie w terminie, bo jestem zodiakalnym Wodnikiem (wiem głupie tłumaczenie), ale Wodniki mają to do siebie, że szanują czas i ludzi, ale pomimo tego rzadko patrzą w kalendarz i na zegarek, dlatego nie dotrzymują terminów i spóźniają się na spotkania. Rzekomo taki jest urok tych "stworzeń", moim zdaniem to jednak przekleństwo, które ani trochę nie bywa urokliwe. 

Tak więc tych STAŁYCH CZYTELNIKÓW, dzięki, którym ta historia nie zakończyła się na 1-2 fragmentach proszę o to by przeczytali ją do końca, bo to ich komentarze dodawały sił by wstać godzinę wcześniej czy położyć się spać godzinę później i opublikować kolejny fragment. To było tworzone zawsze z myślą o nich, ich opiniach, ich zadowoleniu, dlatego nie mam serca ani ochoty im tego zabierać by za kilka czy kilkanaście miesięcy mogli sobie kupić wydanie nabyte w empiku czy w innej z księgarni. Taki układ byłby bezsensu. 

Teraz zwracam się do tych STAŁYCH i WYTRWAŁYCH CZYTELNIKÓW: Zaczęło się dla was, trwało dzięki wam i tylko z wami sięgnie epilogu. Ja sobie nie wyobrażam innej opcji, bo nie i już! Dlatego tych STAŁYCH CZYTELNIKÓW proszę byśmy zawarli z sobą niepisany pakt - wy pomożecie mi doprowadzić tę powieść do samego końca, a w zamian za to przeczytacie ją do samego końca. To będzie dość trudne zadanie, bo na tym blogu nie będą już tylko i wyłącznie pojawiać się kolejne rozdziały, ale także te poprzednie po korekcie, edycji, dopisaniu kilku zdań, czy nawet kilkunastu stron. Ja gdzieś tam wierzę, że dacie radę, wy dacie radę, a nie ja, bo ten blog to bardziej wasze dzieło niż moje. Już tłumaczę... gdybym pisała treść tego bloga na kartkach i zamykała w szufladzie, to szybko by mi się znudziło, a dzięki wam... wy byliście tym ogniem który podsycał i pchał do przodu, który dawał nadzieję, że warto. Ja sądzę, że szczególne podziękowania należą się czytelniczce o nicku Kailaa, za początkowe wypunktowywanie mi błędów - wreszcie będę miała możliwość z tego skorzystać i poprawić te błędy, tak więc wielkie dzięki. Teraz zarówno Kaile (nigdy nie wiem czy dobrze odmieniam), ale także STAŁYCH CZYTELNIKÓW, oraz tych INNYCH CHĘTNYCH DO POMOCY proszę o maila z adresem mailowym, na który mam wysłać zaproszenie do dalszej przygody... wspólnej pracy... może po prostu do poznania pełnej historii bohaterów fanfiction 50 twarzy Greya.

Pozdrawiam,
Sandra Magdalena Banasiak ;)

PS. e-maile proszę przysyłać na adres sandra.magdalena.banasiak@gmail.com w temacie wpisując po prostu "Grey", a w treści nie tylko swój adres mailowy, ale także nick z jakiego komentowaliście, bądź jeśli nie komentowaliście, a chcecie zacząć i pomóc, to nick z jakiego zamierzacie komentować. Ja na tym etapie jeszcze nikogo nie skreślam, bo blog nie jest na tyle popularny by zamykać do niego dostęp KAŻDEMU. Tak więc proszę o zastosowanie się do powyższych wytycznych. Jeszcze raz pozdrawiam i dziękuje.

Rozdział 3.1 - Krystian Grey popierdolony na milion pięćset sposobów

– To tylko jednorazowy seks – powtarzałam sobie. Jednorazowy… taa… akurat. Moja podświadomość właśnie wygięła usta wyrażając swoje wielkie niedowierzanie. Na Boga, moja podświadomość bywa bardziej sukowata niż moja matka. Pewnie nie uwierzycie, ale właśnie znajdowałam się w nauczycielskiej toalecie, siedziałam na zamkniętej muszli klozetowej i poprawiałam usta czerwoną szminką. Była to ulubiona szminka Krystiana Greya, mojego wychowawcy… ale pomińmy ten zbyteczny i niewdzięczny tytuł, bo nie oddaje on w pełni jego uroku.