wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 5.5 - Uznana za zaginioną

Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Spałem na kanapie, obok której na podłodze leżeli Kaśka, Eliot i Kamil. Matylda coś podśpiewywała z kuchni. Przetarłem zmęczone oczy i dziwnym dla mnie było, że nigdzie nie ma Any. To że jej nie widziałem było jeszcze do przeżycia, ale to, że jej nie słyszałem, było czymś naprawdę dziwnym. Wstałem by iść do łazienki, ale Eliot mnie ubiegł. Jak na złość był tam dłużej niż potrzeba. W końcu otworzył szeroko drzwi mówiąc:

– Zapraszam do królestwa.


– Anastazja, a ty ile słodzisz!? – dopytywała Matylda. Trochę mnie to uspokoiło, ale tylko na moment, bo Ana nie odpowiadała. – Gdzie jest ta mała? – padło pytanie.

Wystrzeliłem z tej łazienki niczym z procy. Od razu zamierzałem rozpocząć poszukiwania, ale Kaśka stwierdziła, że to zbyteczne:

– Pewnie chciała nas nastraszyć i gdzieś tu jest. – Wskazała dłońmi wszystko dookoła i dopadła do swojego kubka z kawą niczym spragniony, pustynny wędrowiec do odnalezionej studni.

– Albo poszła się przejść – dodał Kamil.

– Jakie przejść, człowieku? Ana, do lasu? Przecież ona się boi. Sam się z tego wczoraj śmiałeś – przypomniałem.

– Tak? Serio? A nie pamiętam.

Wszyscy zaczęli się śmiać, ja byłem podirytowany, a Matylda szczebiotała wesolutko:

– Nie denerwuj się, usiądź z nami, zjesz śniadanko, wypijesz kawusie, a Ana się znajdzie.

– Albo się już całkiem zgubi – przyszło mi na myśl, jak tylko wyobraziłem ją sobie w lesie. Przecież ona całkowicie nie nadawała się do takich wypraw. Z pewnością nie  w tych swoich bucikach na obcasiku. Co prawda podobały mi się, seksowne kręciła w nich tyłeczkiem, ale na tę wyprawę nie były najodpowiedniejsze.

W końcu nasze skąpe śniadanko dobiegło końca, a Any nadal nie było.

– Idę jej poszukać – zadecydowałem.

– Siadaj – polecił Kamil. – Trzaśnij sobie Belfer browarka.

– Właśnie, po co gdzieś będziesz łaził? – zapytała kochanka tego małolata.

– A może któreś z was ruszyłoby dupę i poszło ze mną jej poszukać – zaproponowałem.

Wszyscy spojrzeli po sobie z minami jakbym im zaproponował  wyprawę co najmniej do samego piekła. W końcu Kaśka z ociąganiem wstała i powiedziała:

– Ja pójdę.

– Samej cię z nim nie puszczę – wtrącił się jak zwykle niepytany Eliot.

Przewróciłem z irytacją oczami, ale przecież nie mogłem mu zabronić iść z nami na poszukiwania. Chociaż w zaistniałej sytuacji jego towarzystwo nie było mi na rękę. Uważałem Eliota za winnego całej sytuacji, a przynajmniej współwinnego. Nie! Tak właściwie to on był winny! Gdyby mi nie nagadał tych wszystkich bredni, to ja bym Anie nie nagadał tych wszystkich bredni, i żylibyśmy sobie dalej w tej swojej ostrej namiętności. Jednak pan przemądrzały Eliot Grey zawsze musiał wiedzieć co jest dla kogo najlepsze. Szkoda, że swoim życiem nie umiał tak kierować jak cudzym. Na swym życiorysie bowiem odnosił ciągle same, sromotne porażki.

– My idziemy do lasu, a wy przeszukajcie dom i wkoło domu – polecił Matyldzie i Kamilowi. Czyli nie dość, że się doczepił nieproszony do moich poszukiwań, to jeszcze chciał nimi kierować. I jak kogoś takiego darzyć sympatią? No choćby się chciał to się nie da. Teraz jednak Anastazja była najważniejsza, więc musiałem przestać myśleć o Eliocie i koncentrować się na poszukiwaniach.

Po piętnastu minutach nawoływania bezsensu, Kaśka wpadła na pomysł:

– A może ona do sklepu poszła?

– Po co? – zdziwił się Eliot.

– Nie wiem, może nawet po tik-taki albo orbitkę, przecież to Ana, prawda Krystian?

– No fakt. Anie zawsze mogło coś na łeb pierdolnąć.

– Sklep jest jakieś dziesięć kilometrów stąd – zauważył.

– To może wybrała się na dłuższy spacer – stwierdziła Kaśka.

– Bez buta? – Eliot wyminął ją i wszedł w jakieś krzaki. Powrócił z butem Anastazji Steel. – Na pewno jej? – pytał się mnie.

– Tak, jestem pewien, ale jeszcze niczego nie przekreśla. Może faktycznie poszła na spacer.

– Bez buta? – powtórzył swoje pytanie Eliot.

– Nie zrozumiesz. To Ana. Ona mogła zgubić buta po pijanemu, a potem jak już się zorientowała, że go nie ma to mogło jej się nie chcieć po niego wrócić. Z imprezy też kiedyś szła na boso, a butów nie chciało jej się w rękach nieść, to wywaliła do kosza, bo ponoć były cholerne nie wygodne.

– No te nie wyglądają na wygodne – skomentował mój szwagier.

– Ten nie wygląda – poprawiłem go. – Widzisz jednego buta.

– No ale drugi jest chyba taki sam, prawda?

– A to nie zawsze tak jest – udzieliła się Kate. – Czasami jeden obciera jak skurwysyn, a drugi jest wygodny.

Ja i Eliot spojrzeliśmy po sobie z załamaniem. Chyba oboje jednocześnie uznaliśmy, że to będzie długi dzień. I był długi. Z początku myślałem, że Ana robi sobie jaja, ale kiedy nastał wieczór, a my musieliśmy się już zbierać to zaczynałem się o nią naprawdę niepokoić. Kaśka zresztą też.

– A może wezwijmy policje – zaproponowała.

– Oszalałaś!? – warknął Kamil. – Nikt nie wie, że tu jestem. Śpię u kolegi. Poza tym to domek znajomego ojca, oni nawet…

– Czyli się włamaliśmy? – przerwa mu Eliot.

– Czyli tak jakby, no ale czego on się spodziewał jak klucz niemal na wierzchu zostawił?

– O ja pierdole – skwitowałem siadając na huśtawce postawionej na ganku.

– No i jest jeszcze mój mąż. On nie może wiedzieć, że ja tutaj jestem z Kamilem.

– Ja jestem jej nauczycielem – przypomniałem.

– Czyli policja to zły pomysł – wywnioskowała Kaśka. – W takim razie pojedźmy chociaż do miasta. Mam jej zdjęcie w tel. Zapytamy czy ktoś ją widział.

– To nie jest zła myśl. Trzech z nas jedzie, dwoje zostaje.

Ruszyliśmy, ale w mieście także nikt Anastazji nie rozpoznawał. Pytaliśmy w każdym sklepie i kiosku, na marne. Wróciliśmy zawiedzeni, ale musieliśmy się już zbierać do domu. Eliot miał spotkanie biznesowe, na Matyldę czekał mąż, a na Kamila rodzice. Czułem się jak dupek odjeżdżając bez tej małej, pyskatej i w gruncie rzeczy uroczej małolatki.

– Pewnie złapała stopa i jest już w domu. Nawet się pewnie z nas nabija, że taki numer nam wywinęła – pocieszała mnie Kaśka. Zdawało mi się, że ona sama pragnie w to wierzyć, ale niestety, Anastazji w domu nie było.

Kaśka obdzwoniła jej wszystkich znajomych, nawet matkę i ojca. Czym postawiła ich w sumie na nogi. Potem starała się to sprostować, że nie ma się czym martwić, że pewnie coś jej się pomyliło. Niestety tym sposobem sprowadziła nam szanownego tatusia na głowę.

Mężczyzna niewiele starszy ode mnie, z wąsem i zakolami o mało nie padł na zawał od samego progu. Nie dziwię się, ja też bym pewnie tak zareagował, gdyby w moim mieszkaniu ktoś dokonał takich cudów bez mojej zgody i bez wiedzy.

– Ja od niej wynajmuje – powiedziała Kaśka. – Trochę tu ogarnęłam.

– Skoro ty tu wynajmujesz, to gdzie jest Ana? – zapytał siadając na krzesełku. Podałem mu szklankę wody.

– Ana… no właśnie… ona mieszkała u kolegi.

– Jakiego?

– Eliota – wymyśliłem na poczekaniu. – U mojego szwagra.

– A tak, była żona wspominała coś o jakimś Eliocie z baru. To pewne on.

– Pewnie on – przytaknąłem z głupkowatym uśmiechem.

– No nic, czeba iść na policje. Ja nie będę potem odpowiedzialności za gówniarę ponosił, jak ją gdzieś zgwałconą czy zabitą w krzakach znajdą. Ona szukała guza, pewnie go otrzymała, a mnie zamkną za to, że dziecka nie dopilnowałem. – Od tego zdania przestałem darzyć sympatią tego pana i szczerze żałowałem, że nie padł na zawał przy samym progu.

– No tak szczerze to chyba szczególnej uwagi pan na córkę nie zwraca – powiedziałem.

– Niepełnosprawna nie jest, szczególnej opieki nie potrzebuje, a ja mam swoje życie. Z resztą mieszkam piętro wyżej, i regularnie przychodziła do mnie po pieniądze.


Westchnąłem, zacisnąłem dłonie w pięść i ledwie się powstrzymałem przed tym by dać mu z mordę. Po jego wyjściu postanowiliśmy z Kaśką, że musimy wrócić do tego domku i jeszcze raz dokładnie go przeszukać. Bo być może Ana się gdzieś znajdzie. Kamil się zreflektował, także się martwił o koleżankę. Postanowił pojechać z nami.

6 komentarzy:

  1. No tatuś Any zabójczy, wręcz umiera z tęsknoty za córką. Jestem ciekawa co się z nią stało, wywinęła jakiś głupi numer czy rzeczywiście spotkało ją coś niedobrego. Podejrzewam, że jednak się z Krystianem nie rozstaną, ale że Kryś się będzie tak martwił to się nie spodziewałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ta gdzie się podziała? Nie wiem czy próbuje wywinąć jakiś numer tym zniknięciem czy rzeczywiście coś się stało... Ojciec widać bardzo się córką przejmuje, interesuje go tylko to żeby odpowiedzialności za nią nie ponosić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten tatuś Any to jakiś kretyn jest nie ma to jak troskliwość o córkę. Co tam, że ktoś jej krzywdę zrobi ważne, żeby do niego nikt pretensji nie miał no co za typ. Ana ma czasami głupie i nieodpowiedzialne pomysły, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby tym razem był to jakiś głupi żart.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do ojca Anastazji, to myślę, że łatwo się domyslic jak negatywna mam o nim opinię... Nawet nie trzeba pisac... Egoista.
    Krystian się martwi i to bardzo a to już coś...
    Wiem już co Ana nawywijała, więc może pod nastepną częscią dodam konkretniejszy komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedys w trudnych sprawach na polsacie byla podobna historia;) wydaje mi sie ze Anie nic nie jest a to wszysylp to forma zemsty na Greyu.

    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Co ona najlepszego wymyśliła? Aż tak chciała mu nazłość zrobić? Czy po prostu była tak zalana i załamana, ze odeszła i nawet nie zauważyła jak daleko?
    A co do ojca Any to szkoda gadać, zwykły frajer.

    OdpowiedzUsuń