Po szkole zmierzałam w stronę mieszkania Kati. Właściwie to moja
przyjaciółka miała na imię Katarzyna, ale nienawidziła jak ktoś mówił do niej
tak oficjalnie. Kasia natomiast wydawało się jej zbyt pospolite. Mieszkała
całkiem niedaleko od technikum, do którego uczęszczałam. Przyjemniej odwiedzało
mi się ją niż wracało do domu. Po wysłuchaniu dwóch i pół piosenki na moim
odtwarzaczu Mp4, znalazłam się przed wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami.
Nacisnęłam na dzwonek i już za moment otworzyła mi Karolina – młodsza siostra
Kaśki.
– A cześć – powiedziała do mnie, wyminęła i popędziła w
stronę schodów.
Szybko moja przyjaciółka znalazła się przy drzwiach z małą
Nikolą na rękach. Także wybiegła na klatkę.
– Gówniarzu, wracaj! Po papierosy miałaś mi iść – krzyknęła,
ale Karolina już jej z pewnością nie słyszała.
Kati wróciła więc do korytarza, zamykając za sobą drzwi
wejściowe. Spojrzała na mnie, musnęła mój policzek, a siedmiomiesięczna Nikola
poszła w jej ślady i też zaczęła wykrzywiać usta jak do pocałunku i tak
zabawnie mlaskać.
– No gówniara mi po papierosy nie poszła – powiedziała z
żalem.
– Nie szkodzi, mam paczkę. Pójdziemy potem na spacer, kupimy
po drodze – rzekłam do niej uspokajająco i wzięłam moją przyszłą chrześniaczkę
na ręce.
Kiedy zmierzałam do pokoju stanął przede mną mały chłopiec,
oczywiście jak zwykle był boso i bez koszulki.
– Oliwier, załóż chociaż skarpetki, co? – zapytałam młodego,
a on tylko spojrzał na mnie uroczo, dwa razy zamrugał i wygiął usteczka w
krzywym uśmiechu.
– Nie ce. Mas coś dla mnie? – zapytał i nie czekając na
odpowiedź wyciągnął swoją mała rączkę w moim kierunku.
– Przypilnuj ich chwilę, ja zrobię frytki na obiad. Zjesz z
nami? – zapytała Kasia. Przytaknęłam głową na tak.
Lubiłam to u niej, dom pełen życia, zawsze coś się działo.
Co prawda nie chciałam skończyć tak jak ona. Dziewiętnastoletnia panna z dwójką
dzieci, ale nie chciałam też skończyć w pełni samotnie. To było dziwne, z
jednej strony chciałam być sama, ale z drugiej z kimś.
– Sama, ale nie samotna – powiedziałam do siebie w myślach.
Usadziłam Nikolę obok siebie na kanapie. Wyjęłam z torebki
paczkę papierosów, zapaliłam jednego, a potem podałam Oliemu czekoladkę Kinder
Maxi.
– Już kończę! Radzisz tam sobie jakoś!? – dopytywał głos
mojej koleżanki, dobiegający z kuchni.
– Tak, ale czy on nie powinien mieć jakiś papci, albo
czegoś? – zapytałam.
– Powinien, ale nie nosi, a ja nie mam do niego siły. Chodzi
taki roznegliżowany, a przecież nie jest za ciepło.
– Po ojcu to ma – zażartowałam.
– A no tak – przyznała mi rację Kati. Wniosła dwa talerze do
pokoju i pognała czym prędzej po drugie dwa. – Jego ojciec też nawet zimą tylko
w bluzie, pamiętasz? – zapytała siadając.
– Alimenty ci płaci? – pytałam soląc frytki.
– Coś ty, państwo za niego płaci. – Kati wstała od stołu i
wsadziła Nikolę do chodzika.
– A na nią?
– Jej wpisałam, że ojciec nieznany, bo ja nawet nie wiem jak
on się nazywa, nawet nie wiem czy prawdziwe imię podał.
– A no tak, przecież to był jeden z klientów – przypomniałam
sobie. – Karolina z nami nie je?
– Jak wróci to jej zrobię, ale pewnie wróci wieczorem. Pokój
jest wolny.
– Jakaś sugestia? – zapytałam.
– Nie, no skądże.
Naprawdę uwielbiałam spędzać u Kasi czas. Zajmować się jej
córeczką, bawić z jej synkiem, który zawsze był w ruchu i ani piętnastu minut
nie umiał usiedzieć na miejscu, ani przy rysowaniu, ani podczas czytania bajki.
– Jedyny moment kiedy nie odczuwa się jego obecności to noc,
bo ładuje się na kolejny dzień. – Tak zwykła mówić o Oliwierze jego babcia.
Przypomniało mi się, że nigdy nie lubiłam matki Katarzyny.
Taka straszna nudziara, sztywniara i pracoholiczka, która uważała, że jej córka
jedno co robi dobrze i jedno co potrafi robić to przynosić jej wstyd, pieprzyć się
po kątach i rodzić dzieci. Ciekawe dlaczego nie dostrzegała, że Kati ukończyła
podstawówkę i gimnazjum z wyróżnieniem, że ma najlepsze oceny w liceum
weekendowym na tle całej klasy, że umie angielski perfekt i trochę
francuskiego, oraz gra na dwóch instrumentach – perkusji oraz keyboardzie. Matki
takie już są, widzą dobro w swoich dzieciach tylko wtedy gdy te dzieci chodzą
ich schematami, tymi drogami przez nich wyznaczonymi. Kiedy dzieci zaczynają
myśleć samodzielnie i robić po swojemu, na dodatek inaczej niż ta matka
zaplanowała wtedy są złe, niedobre i nie ma w nich już nic dobrego.
– Odpadło mi dwóch klientów. Jeden wyjechał za granicę, a
drugiego żona pilnuje. Zostałam tylko przy Robercie, a on to tylko dwa,
maksymalnie trzy razy w tygodniu. Nie uciągnę za to cały miesiąc. Na papierosy
mi braknie, nie mówiąc już o nowych butach, czy kurtce.
– Ana, ale nie ma się co martwić. Sex się zawsze sprzedaje i
na sexie zawsze można stracić i zyskać. Tak było, jest i będzie.
– Ale ja nie mam czasu polować po klubach na kolejnego, z
resztą to nie ten okres kiedy pracownikom rozdają premie, a oni idą z kumplami
do baru w tajemnicy przed żonami – wyjaśniłam.
– Na czatach jest pełno takich jeleni.
Tak było zawsze. Kiedy znajdowałyśmy się niemal na dnie,
któraś z nas wpadała na genialny pomysł. Tym razem była to Kaśka. Jednak ja jak
zawsze miałam kilka wątpliwości.
– A jak będzie mnie znał? W klubie wiem do kogo podbijam,
widzę go, a przez internet, to wiesz… to wielka niewiadoma.
– Jak wsiadasz do samochodu z takim klubowym, to też nie
masz pewności czy to czasem nie seryjny morderca – powiedziała beznamiętnie
Kati.
Nie no, ta to zawsze umiała mnie pocieszyć, ale
paradoksalnie pozbawiła mnie tymi słowami wątpliwości. Skoro każdy facet to
jedna wielka niewiadoma, to co za różnica skąd go wytrzasnę. Szansa, że trafie
na jakiegoś zboczeńca, albo dewianta jest nikła. Nic mi nie szkodziło
zaryzykować.
Upłynęło około dwóch godzin. W tym czasie Nikola zdążyła zasnąć
i pięć razy się przebudzić, Oliwier stłuc wazon i wyjąć wszystkie koła w dwóch
samochodzikach, Karolina zjeść obiad, a my? A my nadal siedziałyśmy przed
laptopem paląc papierosy i pijąc jedno z tańszych piw. Miałam już dość
podawania stawek, pisania na jakie pozycje się godzę, jak się ubiorę na
spotkanie, oraz kiedy i jak się rozbiorę. Czemu faceci nie byli konkretniejsi?
Nie mogło być tak, tak i tak i zaraz będę, tylko zawsze jakieś… banda
erotomanów co sobie wali pewnie przed monitorem gdy to czyta.
– Dobra, wyłączmy to, jutro pójdziemy do klubu, poproszę
matkę by została z dzieciakami, a jak nie to zaprowadzę je do bratowej –
powiedziała pocieszająco, ale z nutką rezygnacji Kati.
Miałam przystać na jej propozycje, zamknąć to cholerstwo i
iść do sklepu po kolejne piwo. Wypiłybyśmy je i poszły z dzieciakami na spacer,
ale nagle zamrugało mi kolejne okienko. Chciałam je wyłączyć, ale myszka się
zacięła i nie mogłam najechać na krzyżyk. Nagle zerknęłam na Kati, a ta w
osłupieniu wpatrywała się w monitor. Zaciekawiła mnie jej reakcja. Ona podobnie
jak jej synek nie potrafiła przecież nic nie robić, a tu nagle taka odmiana. Przestałam
więc posiłkować się z kablem od myszki i przeniosłam swój wzrok na ekran
monitora.
~Eliot:
Ile? Za co? Gdzie? Lubię niespodzianki,
nie interesuje mnie jak wyglądasz, co robisz na co dzień, ani jak masz na imię.
Nie jestem jednak z Wrocławia, ale jutro w nocy będę przejazdem. Czekam na
kontakt pod numerem tel…
– O ja cię. Podał numer komórki. – Ze zdziwienia aż otworzyłam
oczy.
– Nie bądź taka naiwna, Ana. Pewnie chce zrobić numer
jakiemuś znienawidzonemu przyjacielowi.
– Nie można mieć znienawidzonego przyjaciela.
– Można – oponowała Katarzyna. – W myśl przykazaniu „przyjaciół
trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej”.
– Spotkasz się z nim? – zapytałam zaskoczona.
– Pewnie, czemuby nie. Kto nie ryzykuje ten nie pije
szampana. Napiszę do niego smsa. Ciekawa jestem co odpisze, a może zadzwoni.
Podczas kiedy Katarzyna tak gdybała ja dalej operowałam
kablem od myszki i w końcu na coś się to zdało. Kliknęłam na okienko z
wiadomością od Eliota. Swoją drogą bardzo dziwny nick.
~Ana:
Już wstukuje twój numer do mojej komórki.
Napiszę ci smsa. Telefonicznie dogadamy szczegóły. Pozdrawiam. Pa. Ana.
~Eliot:
Jak sobie życzysz. Zatem będę czekał na
wiadomość od ciebie. Papa.
Eliot się rozłączył, bo wyświetliła się taka fraza „Eliot
odchodzi z czatu”. Kliknęłam więc na czerwony krzyżyk, wszystko porozłączałam i
pozamykałam, a na koniec wyłączyłam laptopa.
– Odpisał? – zapytałam, bo usłyszałam znajomy dźwięk smsa.
– Tak. Jutro się odezwie gdy będzie przed miastem by dograć
szczegóły.
– Napisał „dograć szczegóły”? – zapytałam.
– Tak, a co w tym złego, Ana?
– To, że tak piszą gimnazjaliści, to pewnie jakiś dzieciak.
Na dodatek ma imię jak ten tancerz, z tego filmu, no jak…
– Bili Eliot? – rzuciła z uśmiechem Kaśka.
– No właśnie. Zobaczysz, że to jakiś popapraniec –
uprzedziłam ją.
– Oby okazał się na tyle popaprany by zapłacić podwójnie. Oliwier
potrzebuje nowe buty i kilka bluzek na lato, może z dwie pary krótkich
spodenek.
– Podziwiam cię, że dajesz sobie radę.
– Muszę, mam dla kogo się starać – odrzekła Kati.
W tamtym momencie zrozumiałam dlaczego warto mieć kogoś – by
mieć się dla kogo starać, ale z drugiej strony ja nienawidziłam stawać się
odbiciem cudzych pragnień. Nie rozumiałam na cholerę spełniać czyjeś
oczekiwania, zachcianki i pomysły. Wolałam spełniać swoje, działaś tylko i
wyłącznie na swoją korzyść. Taka inwestycja była bardziej opłacalna, mniej
raniąca i idealna dla mnie.
No nie ta czesc to mnie całkiem zaskoczyła !
OdpowiedzUsuńJestem pozytywnie zaskoczona. No i styl pisania dużo lepszy od szanownej autorki oryginału. Przyjemnie się czyta.
OdpowiedzUsuńTotalnie zaskoczona, ale naprawdę dobrze się czyta. Przynajmniej mnie bohaterki na razie nie denerwują:)
OdpowiedzUsuńNiezłe zaskoczenie przy Anastazji - prostytutce a tutaj mamy jeszcze matkę -prostytutkę. Widzę, że historia naprawdę się rozkręca :)
OdpowiedzUsuńmoment. to Eliot ma byc Any klientem czy Kati? bo w Internecie odpisala Ana a potem Kati z tymi butami dla maluchow..
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl
też, się pogubiłam kogo ona ma być klientem. Bo na koniec tak się trochę namieszało. Podejrzewam, że Eliot to brat Krystiana i pewnie się jakoś spotkają dzięki niemu.
OdpowiedzUsuńJak widzę nie jestem sama, bo ja tez jakoś się pogubiłam. Ale teraz wiem na pewno,że będę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń